Na kawałku ulicy Szczęśliwej, dochodzącej do Borowskiej, były ogrody działkowe. Z jeden strony basen pożarowy, z drugiej – ogrody działkowe i taki szeroki pas z krzewami, oddzielający te ogrody od ulicy. Nie wiem, jak te krzewy się nazywają, nigdzie tego nie mogę znaleźć, próbowałam w internecie poszukać. Miały takie owoce czerwone, jak głóg, tylko takie miękkie. I piękne listki miały – takie sercowate. Jesienią te liście przebarwiały się na różne kolory, na jednym listku było kilka kolorów. To było coś pięknego. I te krzewy miały takie długie igły jeszcze.
Z koleżankami zbierałyśmy te liście, a tymi igłami pisałyśmy do siebie liściki. Później bloki postawili i te ogródki zostały zlikwidowane. Krzewy zostały zlikwidowane, basen też.