Menu
Menu
Kosz czereśni
fot. ze zbiorów Wratislaviae Amici / dolny-slask.org.pl

Kosz czereśni

Mieliśmy kiedyś – właściwie to prawem kaduka – działkę rodziców Ewy. Myśmy się tam wprosili, bo myśleliśmy, że jak dostaniemy kawałeczek tego poletka, to będziemy uprawiać. Nie bardzo uprawialiśmy, ale to było miejsce naszych wprawek ogrodniczych. Coś tam się udawało. W tym ogrodzie była grupa drzew owocowych i w odróżnieniu od innych ogrodów we Wrocławiu, ten akurat miał swoją historię przedwojenną. Mieliśmy ten ogródek wytyczony tak, jak sobie życzył pan projektant przed wojną. Słupki były dokładnie pozaznaczane według starego podziału. Drzewa rosły różnie, niektóre stanowczo za blisko ogrodzenia. Powodowało to to, że owoce niekoniecznie spadały tam, gdzie właściciel by sobie tego życzył. Z sąsiadami żyliśmy dobrze, sąsiad miał tylko ten problem, że ta część czereśni wchodziła na jego działkę, dorodnej czereśni – teraz takiego gatunku nie ma. Robaki też odpowiednio duże. Wpadłem na pomysł, że trzeba obciąć te gałęzie. Ale żeby nie po próżnicy obcinać, to należało zaczekać aż zaowocują, ściąć z owocami i wtedy ładnie obierać co do jednego. U siebie oczywiście. I tak też zrobiliśmy.

Siedzimy pewnego dnia tymi gałązkami otoczeni i obieramy, na działce. I w jakimś momencie przyszedł jeden z działkowców z tego ogrodu ze starszym małżeństwem i coś tam tłumaczy, pokazuje naszą działkę. Okazało się, że to są Niemcy, którzy zwiedzają nostalgicznie Wrocław i bardzo chcieli zobaczyć działkę, na której ich rodzice prowadzili działalność przed wojną. Trochę nam nie bardzo to pasowało, bo akurat tym obieraniem się zajmujemy. Głupio też, bo te gałęzie takie pościnane. I oni rzeczywiście, pierwsza rzecz, o którą zapytali, to czy my zawsze obieramy czereśnie obcinając gałęzie. Wytłumaczyłem, o co tu chodzi, że drzewo jest już ponadnormatywnie duże, że trzeba je obciąć. Wypadło to akurat wtedy, gdy są owoce.

Przy okazji dowiedzieliśmy się od nich, że rodzice, którzy zakładali ten ogród byli robotnikami i nie byli zbyt majętnymi ludźmi. Wczasy, jakieś wakacje z rodziną zawsze tutaj spędzali, na tym ogródku. Nigdzie nie wyjeżdżali. Ogrody były kwitnące, była też taka polanka i coś w rodzaju wypożyczalni sprzętu, był również rodzaj herbaciarni, można sobie było nawet jakiś „geburtstag” urządzić, jak ktoś potrzebował.

Bardzo sympatycznie się z nimi rozmówiliśmy i rozstaliśmy. Na pożegnanie jeszcze nasza córeczka dogoniła ich, bośmy na to jakoś nie wpadli wcześniej, że coś trzeba było z tego ogródka zerwać. I z koszem czereśni, takich pięknych czereśni Iza pobiegła. Pani wróciła się z tym koszem jeszcze raz dziękować i patrzyła na te czereśnie i łzy rzęsiste lała. To było rzeczywiście wzruszające, bo w pierwszych chwili wydawało się, że to jest jakiś porządek polski, dziwny zwyczaj to obcinanie gałęzi. A później się okazało, że należymy do – bądź co bądź – pokrewnych duchowo ludzi. Nasza działka to też z jakiegoś bogactwa nie wynikała. Działka była na Hubach –Rodzinne Ogródki Działkowe Bajki. A konkretnie – Tulipany. Między ulicą Borowską, a Ślężną. Tam dalej są te ogródki.

Autor

Leon Rapacz

Gatunek

czereśnia (Prunus avium L.)

Lokalizacja

ROD Bajki / Huby

istnieje